Zakończenie nr 2 Maroko 2017a - Maroko 2017b część 0

Zakończenie nr 2 Maroko 2017a i nie tylko ...

Póki co, jeździłem po znanych mi ścieżkach, od Agadiru, przez Sidi Ifni do Gulmim. Ścieżki o tyle znane, że przemierzyłem je w 2015 roku, jadąc w okolice miejscowości Zagora. To było w marcu, czyli kilka miesięcy przed moją, tak wtedy uważałem, katastrofą życiową. Kiedy zostałem po chamsku zmuszony do odejścia z firmy, której poświęciłem całe moje zawodowe życie. Do tej pory nie wiem dlaczego, chociaż się domyślam. To był początek moich rewolucyjnych zmian w całym życiu, które trwają do dziś i mam nadzieje, że ten wyjazd da mi siłę na zupełnie nowe otwarcie. Nie chcę się zbyt szczegółowo rozwodzić nad tym co się stało, w każdym razie, życie moje wg ówczesnego mojego podejścia do świata, zawaliło się w kilka chwil. Wylądowałem także w szpitalu, gdzie diagnoza dla mnie brzmiała jak wyrok. Nie, nie był to rak. Była to zwykła cukrzyca typ 2. A, że doskonale wiem z czym się to je, to w pierwszej chwili dostałem taką wielką maczugą w głowę..

Na szczęście, większość chorób, jakie nas spotyka, są w naszej głowie. Więc zabrałem się za siebie i zacząłem od szukania informacji o tym schorzeniu, nie w naukowych kręgach, dodam oficjalnych, tylko można rzec, wśród "szamanów". I tak oto, dotarłem do miejsca, gdzie jestem w dniu dzisiejszym. Z chorobą jakoś się mam nadzieję uporałem, choć walka trwa cały czas, ale jest b. dobrze. Wszystkie wyniki są tak, jakbym był zdrowy. I w zasadzie tak też się czuję, choć głowa mówi: uważaj, żebyś nie wpadł w dawny świat. Więc uważam.

Wkręciłem się w bieganie na maksa, schudłem ponad 40 kg. Rower owszem, ale jest to moja odskocznia i pasja związana z podróżowaniem. Bo nie wyobrażam sobie robienia tego inaczej, niż na rowerze.

Z dzisiejszej perspektywy, mogę jedynie podziękować tym, którzy w najbardziej podły sposób, potraktowali mnie w poprzednim moim życiu. Podziękować, ale nie zapomnieć. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie ich postępowanie dziś byłbym zupełnie gdzie indziej i zapewne byłbym wrakiem człowieka, psychicznie i fizycznie.

A tak, jest dobrze. Jestem w zasadzie zdrowy, biegam po 10-20-30 km dziennie, jeżdżę na wyprawy rowerowe i żyję zupełnie inaczej, niż jeszcze 2,5 roku temu (poniższe fotki to obrazują). Więc raz jeszcze chciałem serdecznie podziękować, szczególnie, panu PS. i pani M. za to, że zachowali się wtedy wobec mnie, jak najgorsze kurwy i ostanie ścierwa fałszywe. To oni uratowali mi życie.





A teraz do rzeczy i do dalszych losów. Wróciłem do Przemyśla, gdzie zacząłem pracować w firmie zajmującej się budownictwem na Ukrainie. Popracowałem tam półtora roku. Tak, już w niej nie pracuję. Niestety z szefem umawialiśmy się na jedno, a wyszło najzyklejsze przemyskie podejście do człowieka. Czyli: ciesz się tym co masz, i stul pysk. Podczas mojej poprzedniej "misji" Maroko 2017a, grzecznie zapytałem się w księgowości, czy są jakieś problemy z wypłatą, bo od ponad 10 dni nie ma żadnego przelewy. Na to dostałem jeszcze na urlopie będąc informację, że zachowałem się jak ostatni kutas i że kadry mają mi przygotować papiery do zwolnienia. Więc zwolniłem się sam. To była moja kolejna lekcja. Najbardziej zabolało to, że moim szefem, był mąż osoby z bliskiej rodziny, i że zaufałem i jej i jemu. Dostałem kolejną lekcję "szacunku" do ludzi i uczciwości i honoru. Za co serdecznie panu P. i pani P. dziękuję. Mam nadzieję, że i z tej lekcji, wyciągnę dobre dla siebie wnioski.

No ale przecież wyprawa Maroko 2017b. Zbliżamy się do niej cały czas. Ale, żeby przybliżyć jej kontekst, musiałem/muszę poprzedzić opisem ostatnich kilku lat mojego życia. I tak, nie jest to pełny wywód, bo z różnych względów, nie mogę go tu publicznie ogłaszać.

W kwietniu br. pojechałem, hm, pojechaliśmy do Maroka z Agatą. Z Agatą znamy się od już ponad 6 lat. Pojechaliśmy, aby sprawdzić, czy nadajemy na podobnych falach i czy możemy zacząć życie wspólnie ze sobą.

Łatwo nie było, dwie osoby o bardzo mocnych osobowościach, z olbrzymim plecakiem nierozwiązanych problemów, niezidentyfikowanych kompleksów i nierozpoznanych mechanizmów psychicznych, jakie zostały wprogramowane w nasze głowy przez ponad 45 lat życia.

Po powrocie, zamieszkaliśmy razem w Przemyślu. Błędem z naszej, mojej strony było zamieszkanie w moim rodzinnym domu. Dlaczego tam zamieszkaliśmy? Planowaliśmy wspólną wyprawę na min. rok, rowerem po świecie. Rok, a może i dłużej. Moim kompleksem było to, że z racji braku stałej pracy, z racji braku w ogóle pracy, musiałem, a w zasadzie chciałem, uzyskać środki na wyjazd ze sprzedaży moich, gromadzonych przez wiele lat, dóbr. I nawet zacząłem to robić. Z czego poniekąd jest finansowane Maroko 2017b. I dlaetego zamieszkaliśmy w moim domu rodzinnym w Przemyślu.

Planowaliśmy także zamieszkać na "zadupiu" w Beskidzie Niskim, bez światła i innych wygód, ale do tego nie doszło ze względu na chęć właściciela do szukania ciecia a nie do wynajmu na uczciwych warunkach. Szukaliśmy jeszcze w innych miejscach, ale nic z tego nie wyszło.

W końcu coś w nas chyba pękło i rozstaliśmy się. Każde poszło w swoją stronę i każde coś w czasie tej podróży, Agata podróżuje w głąb siebie, ja teraz po Maroku, ale w zasadzie głównie także w głąb siebie, musi ze sobą załatwić. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale na dzień dzisiejszy jestem jak najbardziej w punkcie zero swojego życia. Co to oznacza? Ano jedynie to, że wszystko teraz jest możliwe i wszystkie opcje są brane pod uwagę. Nie zamykam się a żadną z nich. Punkt ZERO dla mnie jest początkiem czegoś nowego. Czegoś, co pchnie mnie w nowym, nieznanym, lub trochę znanym, kierunku. I stąd moja druga w tym roku wyprawa do Maroka. Celowo wybrałem taki, a nie inny okres wyjazdu. Święta Bożego Narodzenia - rodzinne u mnie jak najbardziej, Nowy Rok, bycie sam ze sobą. Łatwo nie jest. Wiedziałem, że łatwo nie będzie, ale nie domyślałem się, że aż tak może być trudno. I nie chodzi o fizis, choć tu też łatwo nie jest, tylko o walkę sam ze sobą. W głowie kłębi się milion myśli. Czasami aż w niej huczy. Ale tak sobie wybrałem i muszę przez to przejść. Mam nadzieję, że wrócę silniejszy i będę mógł rozpocząć nowy, lepszy etap swojego życia.

Przejdę za chwilę do właściwego opisu mojej drogi po marokańskiej ziemi. Musiałem napisać ten przydługi może wstęp, ale po nim, ja czuję się znacznie lepiej, a Wy, Drodzy Czytacze, będziecie mogli nieco bardziej zrozumieć mnie i moje podejście do tego, co mnie otacza. Nie będzie już opisów podlanych marcolą, gdyż tej już w zasadzie nie piję. Będą opisy otaczającej mnie rzeczywistości, widziane oczami, mam nadzieje, nowego Baltazara.

Po co pojechałem ponownie do Maroka? Właśnie po to, aby spróbować znaleźć odpowiedzi na nurtując mnie pytania, spróbować dojść do jakichś wniosków i może podjąć sensowne kroki, aby dalsza część mojego życia, była "zdrowsza" pod każdym względem. Czy to mi się uda, tego nie wiem, ale spróbować warto. Życie ma się jedno, bez względu na to, w co kto wierzy.